Mamy w domu strajk głodowy.
Panicz N., który rośnie jak na drożdżach (od wpisu miesięcznicowego przybył mu kolejny kilogram, i chyba z metr w długości łapek - drżyjcie blaty kuchenne, drżyj szafko w sypialni!), założył protest na serwowany przez nas jadłospis.
Panicz domaga się gotowanego mięska, warzyw i owoców, ba, przyjmie nawet płatki owsiane, jednak stanowczo nie chce się hańbić spożywaniem suchej karmy.
Początkowo podejrzewaliśmy,że ot,dopadła go nuda, nie chce chłopak wciąż tych samych smaków, jednak wypadki dwóch ostatnich dni przedstawiają problem w zupełnie nowym świetle - sypana sucha, niezależnie od smaku, podrasowywana na różne sposoby (a to domowy bulionik warzywny, a to oliwka z oliwek, a to olej słonecznikowy), stanowi zło konieczne i jest spożywana w ilości niezbędnej by przeżyć, jednak minimalnej i nieprzekrajczającej kilku nędznych ziarenek raz na jakiś czas.
Jak do tego doszło?
Też chcielibyśmy wiedzieć. Być może zawiniła rutyna, być może podniebienie dorosło i domaga się bardziej wyrafinowanych doznań, a może winną jest tu nasza skłonność do eksperymentów i częstowanie Go "ludzkimi" przysmakami - a to jabłuszkiem, a to śliweczką (broń Boże ze skórką!), a to mandarynką, a to wreszcie - domowym masłem orzechowym w wersji light (tj. praktycznie bez soli i miodu). Po świątecznym obiedzie trafił mu się kawałek wołowinki i warzywek z rosołu, co chyba stanowiło gwóźdź do trumny jego pozytywnego stosunku do suchej karmy.
Panicz N. konsumuje marchewkę po raz pierwszy |
Szybko okazało się, że masło stanowi przysmak, za który Dzidziuś dałby się pokroić, i by je dostać, jest gotów na największe ustępstwa (no, może nie znaczy to od razu, że przystaje ganiać za spódnicą czy że nie próbuje podgryzać - gdyby wpadł na taką złożoną strategię dopiero bym się zaczęła martwić kogo trzymam pod własnym dachem...).
Gdy więc pojawił się problem zmniejszonego zapału do zjadania karmy, zdarzyło mi się podkręcić ją łyżeczką masła... I odtąd zaczęła się głodówka,a ja zaczęłam się martwić: czy nic mu nie będzie? Czy decyzja o podawaniu suchej była słuszna? Może racje mają Ci, którzy za punkt honoru uważają podawanie domowych posiłków? Może Nordi pokazuje nam, że karma mu szkodzi, a my podając mu ją działamy na jego szkodę?
Z drugiej jednak strony, spotkaliśmy się z opinią, że sucha jest dla szczeniaka lepsza: bo odpowiednio zbilansowana, bo dostarczy wszystkich niezbędnych składników - co dla tak dużej rasy jest niezwykle ważne (choćby dla rozwoju kości), bo wyczyści zęby. Tylko dlaczego Mały nie chce jej jeść?
A może w swym smakoszostwie Nordiś domaga się w ten (nomen omen) NIELUDZKI sposób dodawania do michy smakołyku, który tak mu zasmakował? Czy to możliwe, że te dwa zdarzenia - odmowy przyjmowania karmy i poznania smaku masełka - są od siebie niezależne?
Konia z rzędem temu, kto rozwiąże zagadkę naszego niejadka.
60% marchewki do dzioba, 40% do wysprzątania |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz